Maszynista w grobie, sprawca wolny!

TIR z naczepą utknął na przejeździe kolejowo-drogowym w Ołtarzewie, w wyniku czego śmierć na służbie poniósł maszynista. Sąd zamiast surowo ukarać skazuje sprawcę na rok w zawieszeniu!

Nie da się tego opisać inaczej niż słowem hańba. Sąd Rejonowy w Prusz­kowie ogłosił wyrok ws. ubiegłorocznego wypadku na przejeździe kolejowo-drogo­wym, w którym życie stracił maszynista Kolei Mazowieckich. Nie był to pierwszy groźny wypadek na przejeździe w Ołta­rzewie, w pobliżu, którego znajdują się liczne centra logistyczne. Ten z 1 lipca ub.r. miał jednak tragiczne skutki.

Do wypadku doprowadził kierowca tira, który – lekceważąc przepisy, sygnały ostrzegawcze i zdrowy rozsądek – wjechał na tory ciężarówką z naczepą wypełnioną materiałami budowlanymi, doprowadza­jąc do fatalnego w skutkach zderzenia z nadjeżdżającym pociągiem. Maszyni­sta prowadzący pociąg z Sochaczewa do Warszawy nie miał żadnych szans na wyhamowanie składu. Pociąg uderzył w tył naczepy, w wyniku czego kabina maszynisty uległa zmiażdżeniu. Mimo szybkiej pomocy, nie udało się uratować Rafała Kamińskiego. Maszynista Kolei Mazowieckich z 12-letnim stażem zmarł w wyniku odniesionych ran w wieku 48 lat.

Dowody na tacy

Sprawą zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie, a postępowa­nie dotyczyło art. 177 § 2 kk, czyli spo­wodowania wypadku komunikacyjnego ze skutkiem śmiertelnym. Czynu za któ­ry w przypadku śmierci innej osoby albo ciężkiego uszczerbku na jej zdrowiu grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wol­ności. Zdarzenie dokładnie zarejestrowały kamery, a kwestia winy i odpowiedzial­ności była bezsporna. Jak powiedział Piotr Antoni Skiba, rzecznik Prokuratury

Okręgowej w Warszawie, cyt.: „kierow­ca nie zachował należytej ostrożności i wjechał na przejazd kolejowy pomimo tego, że po drugiej stronie przejazdu nie miał miejsca na kontynuowanie jazdy z uwagi na stojące za przejazdem sa­mochody. W wyniku tego doprowadził do czołowego uderzenia pociągu w bok naczepy i nieumyślnego spowodowania u maszynisty pociągu Rafała Kamińskiego wielonarządowych obrażeń ciała skutku­jących jego zgonem na miejscu zdarze­nia – informował prokurator w mediach.

Sprawca, Marek S., przyznał się do winy i – jak twierdzą śledczy – złożył wy­jaśnienia zgodne z zebranym materiałem dowodowym. Prokurator prowadzący sprawę uznał, że nie ma potrzeby prze­prowadzania procesu – zawnioskował o wyrok bez rozprawy. Takowy zapadł 23 czerwca br. i kładzie się niestety cie­niem na cały wymiar sprawiedliwości.

Sąd łaskawy

Zamiast surowej kary będącej choć mini­malnym aktem zadośćuczynienia dla rodzi­ny zmarłego i przestrogą dla innych zapadł werdykt, który trudno przyjąć bez gniewu:

– 1 rok pozbawienia wolności w zawie­szeniu na 2 lata,

– zakaz prowadzenia pojazdów mecha­nicznych kat. C i CE na 1 rok,

– nawiązka od oskarżonego na rzecz osoby najbliższej dla pokrzywdzonego w kwocie 12,7 tys. zł,

– zasądzenie kosztów i opłat procesowych.

Czyli zasadniczo niska, prawie minimal­na „według widełek”, kara za popełniony czyn. Do tego w zawieszeniu. – Wyrok uznano za słuszny – tak komentował go mediom rzecznik prokuratury Piotr Antoni Skiba. Czyżby? Człowiek, który przez swoją nieodpowiedzialność odebrał życie drugie­mu, nie spędzi za kratami ani jednego dnia. A przynajmniej nie teraz. Co więcej, jako że sąd zaliczył mu na poczet orzeczone­go środka okres zatrzymania prawa jazdy, właściwie może z miejsca wrócić do pracy w charakterze kierowcy ciężarówki! Pomimo tego, że złamał przepisy w miejscu, gdzie nie ma marginesu błędu, a o życiu i śmierci często decydują sekundy. Ignorując sygna­ły świadomie zaryzykował życie setki ludzi w pociągu, a maszyniście nie dał najmniej­szych szans na ocalenie.

Policzek dla bliskich i kolejarzy

Sąd Rejonowy w Pruszkowie miał w rękach możliwość wysłania jasnego sygnału: że życie ludzkie jest wartością nadrzędną, a rażące łamanie przepisów nie może kończyć się pobłażaniem. Tymczasem wysłał przekaz dokładnie odwrotny – że można (choćby nieumyślnie) zabić przez rażącą lekkomyślność i unik­nąć więzienia. To nie jest tylko kwestia tego jednego wyroku. To jest pytanie o to, czy nasze prawo i sądy w ogóle potrafią stanąć po stronie ofiar. Czy naprawdę w Polsce życie ludzkie jest tak tanie? Rodzina maszynisty będzie musiała żyć z traumą do końca życia. A sprawca? Sprawca wróci do domu, może nawet wsiądzie z powrotem za kierownicę.

W państwie, nazywającym siebie „państwem prawa” to nie powinno być możliwe. Ten wyrok jest policzkiem wymierzonym nie tylko bliskim ofiary i środowisku maszynistowskiemu, ale każdemu, kto wierzy w elementarną sprawiedliwość. I do­póki takie orzeczenia zapadają w polskich sądach, dopóty na przejazdach kolejowo- drogowych dalej będą tragedie, które można było powstrzymać. Oczywiście wtedy, gdyby tylko kara znaczyła cokolwiek.

Rafał Zarzecki